Historia
Niekwestionowanym sukcesem Grupy Kapitałowej FASING S.A. jest 110 lat nieprzerwanej, ciągłej produkcji. To potęga tradycji, z której wyłaniają się postaci z przeszłości, a także historia przemian dotyczących firmy.
Kilka lat później kupił go Alfred Wagner. Po wybudowaniu odlewni żeliwa zmienił nazwę na Fabryka Maszyn i Odlewnia Żeliwa. Kryzys lat trzydziestych nie pozostał jednak bez echa dla zakładu i jego właściciela. Fabryka upadała. Pod koniec 1933 roku wystawiono ją na licytację. W tym momencie w historii firmy pojawia się pierwsza znamienita postać. Człowiek, który z małego zakładu stworzył potężne, jak na tamte czasy, przedsiębiorstwo.
Gustaw Różycki w czasie, gdy upadała firma Alfreda Wagnera, był majętnym człowiekiem. Postanowił więc zainwestować w słabo rozwinięty wówczas w Polsce przemysł mechaniczny i wykupił zakład Wagnera. Od tej pory oprócz nazwy Fabryka Maszyn Odlewnia Żeliwa i Metali Kolorowych przedsiębiorstwo zaczęło używać również nazwy MOJ. Kiedy 17 października 1933 roku Różycki kupował firmę, kryzys na świecie powoli się kończył. W Polsce trwał jeszcze nieco ponad dwa lata. Nowy właściciel potrafił jednak stworzyć zakład, który po sześciu latach zatrudniał już 800 osób. Zbudował nową kuźnię, nowy budynek socjalny z łaźnią i świetlicą, a także warsztat uczniowski. Firma produkowała wiele i wciąż się rozwijała. Obok wentylatorów lutniowych czy prądnic powstawały także agregaty elektryczne do schronów, piły spalinowe do cięcia drewna czy syreny elektryczne o zasięgu nawet do 15 km. Wyznacznikiem tamtych czasów był szybki rozwój motoryzacji, a Różycki był jej pasjonatem. Rozpoczął produkcję rozruszników do samochodów Fiata. Rocznie fabryka produkowała ich 2000 sztuk, co wówczas było nie lada osiągnięciem. To jednak było zbyt mało dla ambitnego właściciela. W lutym 1937 roku na specjalnym pokazie dla dziennikarzy Gustaw Różycki przedstawił nowy polski motocykl pod nazwą MOJ. Jego wyjątkowość polegała między innymi na tym, że niemal w całości był produkowany z polskich części. Jedynie wojna pokrzyżowała kolejne plany motoryzacyjne inż. Różyckiego, które dotyczyły budowy fabryki samochodów w Sandomierzu. Był już nawet kupiony grunt, ale nadszedł 1 września 1939 roku.
Wojna pogrzebała plany rozwojowe firmy. Zakład we wrześniu 1939 roku przejął powiernik z ramienia niemieckich władz okupacyjnych, a trzy lata później wrócił na stanowisko szefa firmy inż. Alfred Wagner, który prowadził go aż do stycznia 1945 roku, do momentu wyzwolenia spod hitlerowskiej okupacji. W tym czasie przedsiębiorstwo działało przede wszystkim na rzecz okupacyjnego wojska. Produkowano tam między innymi głowice do granatów i głowice do pocisków artyleryjskich.
Trzeba przyznać, że Krzanowski miał zmysł do interesów. Po przeniesieniu firmy w inne miejsce, na ul. Jadwigi 7, w ciągu trzech lat zbudował dom zarządu wraz z własnym mieszkaniem, budynek ciągarki, kuźnię i odlewnię. Zatrudniał około 55 osób. Zakład miał też dobry zbyt na swoje produkty, bowiem produkował części zamienne dla autobusów Śląskich Linii Autobusowych, a także ruszta żeliwne dla parowozów i odlewy żeliwne korpusów silników elektrycznych. Szło mu całkiem nieźle także w branży górniczej, dla której produkował raczki i korony obrotowo-udarowe. Faktem jest, że jego firma wykonywała około 35 ton odlewów miesięcznie. A w tym samym czasie do zakładu trafiało 70 ton stali. I znów rozwój tak świetnie zapowiadającego się przedsiębiorstwa przerwała wojna.
Okupant zmienił nazwę zakładu na „Rapid Industrie – Anlage Hohenlohenhütte”. Zwiększono też zatrudnienie do około 120 osób. Jak można się domyślić, przedsiębiorstwo wykorzystano do produkcji na rzecz potrzeb wojennych. Produkowano tam w tym czasie balasty żeliwne i elementy hermetycznych włazów do łodzi podwodnych, zapalniki do bomb, a także dokonywano wstępnej obróbki obsad śmigieł do samolotów.
Zaraz po wojnie w Zakładzie w Załężu szefostwo objął pełnomocnik Sławomir Peszkowski. Po krótkim epizodzie, gdy między październikiem a listopadem 1945 roku dyrektorem fabryki był Gustaw Różycki, rządy objął Julian Sawicki. Po nim nastał Stanisław Skomorski, a po czterech latach zastąpił go Edmund Brzozowski, który stanowisko dyrektora piastował dwa lata. Następny był Robert Herich, którego po trzech latach w kwietniu 1956 roku zastąpił Stanisław Jankowski. Był on jednocześnie ostatnim dyrektorem samodzielnego zakładu na Załężu. Z kolei w Wełnowcu, od kwietnia 1945 roku dyrektorem był Edmund Brzozowski. Odchodząc w 1951 roku na stanowisko dyrektora w Załężu, pozostawił fabrykę w Wełnowcu Wacławowi Bokackiemu, który rządził nią przez kolejne 11 lat. Co więcej, Bokacki został dyrektorem połączonych zakładów w Załężu i Wełnowcu i od 1963 roku kierował nimi nieprzerwanie przez 18 lat do roku 1981, kiedy to przeszedł na emeryturę. Na marginesie warto dodać, że ten długoletni dyrektor zakładu był jednocześnie wynalazcą. Wraz z Eugeniuszem Bojemskim i Tadeuszem Opolskim wynalazł w 1957 roku świder górniczy do wiercenia obrotowego, który na cześć wynalazców został nazwany BOB, czego dowód znajduje się do dziś w Urzędzie Patentowym. Wacław Bokacki ma na swym koncie także inne opatentowane wynalazki, takie jak chociażby ogniwa złączne. Jednocześnie przez wiele lat był on prezesem klubu GKS Katowice.
O ile w 1945 roku fabryka produkowała proste raczki do węgla, tylko 3 typy noży wyrębiarkowych, wiertła typu Flotman czy groty do młotków i koronki do urządzeń „Demag”, o tyle w kolejnych latach te przestarzałe narzędzia wycofano. Można powiedzieć, że mimo wielu zmian ustrojowych i gospodarczych fabryka od początku istnienia w jednym się nie zmieniała. Wciąż starała się być na czasie. Wciąż poszukiwano najlepszych rozwiązań i tworzono wynalazki. W 1974 uruchomiona została największa inwestycja FASING-u, Fabryka Narzędzi Górniczych GONAR na szwedzkiej licencji Fagersta. Już wtedy większość maszyn do obróbki skrawaniem była sterowana numerycznie. Urządzenia znajdowały się na klimatyzowanej, przeszklonej i przestronnej hali produkcyjnej. Obok obrabiarek rosły ogromne palmy doniczkowe, a ruch osobowy odbywał się na hulajnogach, by zaoszczędzić czas. Był to pierwszy etap planowanego rozwoju firmy. W kolejnym miała powstać następna taka hala, do której miał być przeniesiony zakład MOJ. Finansowanie budowy było możliwe dzięki rosnącemu eksportowi wyrobów (GONAR - 60% całej produkcji, RAPID - 50%, MOJ - 20%) Hossa trwała jeszcze przez całe lata 80. Był to wielki paradoks tamtych czasów, który wynikał z faktu, że eksportowano do ZSRR i krajów RWPG, a handel był rozliczany w rublach transferowych (1$ USA=0,7 rubla transferowego). Potocznie wśród handlowców waluta ta była zwana „wróblami transferowymi”. Firma eksportowała też do tak zwanego drugiego obszaru czyli krajów kapitalistycznych - według ówczesnej nomenklatury. Podjęto też współpracę z firmą Kenametal w zakresie produkcji noży obrotowych. Kwitł też eksport łańcuchów górniczych i noży kombajnowych do CHRL. Chiny rozliczały się w handlu zagranicznym we frankach szwajcarskich i były zaliczane do „drugiego obszaru”.
Ale też były one eksportowane do wielu krajów, w tym do ZSRR, Albanii, Brazylii, Bułgarii, Chin, Czechosłowacji czy Jugosławii. Na uwagę zasługuje fakt, że właśnie wtedy wykrystalizował się ten kierunek działań, który w późniejszym czasie pozwolił fabryce stać się firmą o światowej randze, wyspecjalizowaną w produkcji łańcuchów.
Gospodarka po rozkwicie inwestycyjnym z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych uzależniła się od importu materiałów, jak i półfabrykatów z Zachodu. Z kolei wprowadzenie stanu wojennego, 13 grudnia 1981 roku, całkowicie odcięło nasz kraj od pomocy państw zachodnioeuropejskich na skutek sankcji gospodarczych, jakie zostały nałożone na Polskę. W efekcie nastąpiło przerwanie napływu kredytów, co wywołało drastyczne ograniczenie importu. W konsekwencji doszło do załamania się produkcji przemysłowej. Miało to swoje konsekwencje także dla Fabryki Sprzętu i Narzędzi Górniczych im. Generała Karola Świerczewskiego w Katowicach. Na rynku brakowało surowców, wstrzymany został rozwój inwestycyjny, obniżyła się jakość produkowanych towarów. Taki stan trwał aż do 1989 roku, czasu wielkich przemian ustrojowych i gospodarczych w Polsce.
Przedsiębiorstwo potrafiło sobie poradzić z niesłownością dostawców czy też monopolistycznymi metodami działania niektórych firm. W zasadzie nie było innego wyjścia. Od tego zależało być albo nie być fabryki. Zdawali sobie sprawę z tego wszyscy - od zarządu po pracowników na najniższych stanowiskach. Wiele innych przedsiębiorstw nie poradziło sobie w nowej rzeczywistości. FASING wyszedł jednak z tego okresu obronną ręką. Przedsiębiorstwo utrzymało produkcję, sprzedawało swoje produkty i - co najważniejsze – potrafiło zachować półtora tysiąca miejsc pracy. Tyle bowiem osób było zatrudnionych na początku lat dziewięćdziesiątych. Nastał rok 1989. Z przyczyn politycznych załamał się eksport do „demoludów”. Eksport do Chin się skończył, z wielu złożonych powodów. FASING pozostał bez możliwości eksportu z kurczącym się rynkiem wewnętrznym. W tym czasie zlikwidowano ok. 30 kopalń. W nowe milenium Firma weszła z ogromnymi długami zaciągniętymi na inwestycje i nową sytuacją rynkową w postaci konkurencji z zagranicy. Do tego doszły przemiany polityczne. Państwo polskie zaczęło odchodzić od upaństwowionych przedsiębiorstw. Potrzebowało pieniędzy na spłatę ogromnych długów, między innymi w efekcie kupowania za dolary i sprzedawania za „wróble transferowe”. Nadszedł więc czas sprzedaży państwowego majątku. Aby to ułatwić, firmy były przekształcane w spółki skarbu państwa. Początek lat dziewięćdziesiątych to także likwidacja państwowych central i większa samodzielność zakładów. W 1991 roku ówczesny dyrektor Jerzy Kostyrko z sukcesem wystąpił do Ministerstwa Przemysłu o przekształcenie firmy w spółkę akcyjną. Zaczęła wtedy funkcjonować spółka z jednoosobowym udziałem Skarbu Państwa. Pierwszym jej prezesem był właśnie Jerzy Kostyrko, zaś członkami zarządu zostali Aniela Kostowska i Piotr Baron. Z kolei na pierwszego przewodniczącego rady nadzorczej wybrano Henryka Karasia, a po nim Michała Hewiga.
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych zakład uzyskał statut samodzielnego przedsiębiorstwa pod nazwą Fabryki Sprzętu i Narzędzi Górniczych FASING, został przekształcony w jednoosobową Spółkę Skarbu Państwa. Przystąpił też do Programu Powszechnej Prywatyzacji i znalazł się w pakiecie XI Narodowego Funduszu Inwestycyjnego. Kilka lat później rozpoczął się proces reprywatyzacji Spółki. FASING jako duży wielozakładowy twór mógł być z powodzeniem kupiony przez zachodnią konkurencję, bo tylko ta miała kapitał. Z reguły kupowano polskie przedsiębiorstwa, by je zamknąć i wejść na rynek ze swoimi towarami. Była to prosta metoda pozbycia się polskiego konkurenta. To niebezpieczeństwo można było obejść tylko w jeden sposób, podzielić zakład na szereg mniejszych firm i dla tych mniejszych poszukać właścicieli spośród polskich inwestorów będących przecież dopiero na dorobku. W ten sposób uratowano FASING, zapewniając ludziom pracę i możliwość rozpoczęcia działalności na nowych zdrowych zasadach. Powstały nowe, samodzielne firmy: Transfas, FASING – MOJ oraz FASING – GONAR. W 1998 roku utworzona została z kolei spółka FASING – Technologia i FASKOP. Firma nabyła także 60% pakietu akcji PRG BYTOM S.A. Kadra menadżerów FASING-u nieustannie uczyła się zasad nowej rzeczywistości ekonomicznej. Kiedy w trakcie działalności nadarzała się okazja, aby coś nabyć i z zyskiem sprzedać, nie zaprzepaszczano jej.
W styczniu 1999 roku zarząd spółki zdecydował o sprzedaży 100% udziałów w spółce FASING – GONAR. Niecały rok później 63% akcji w spółce FASING nabyła spółka PPH Karbon 2. Stała się ona jednocześnie inwestorem strategicznym, dzięki któremu firma ze stuletnią dziś tradycją znalazła się w światowej czołówce producentów łańcuchów.